W Polsce rocznie w wyniku doznanej przemocy domowej, seksualnej, próby samobójczej dokonanej przez osobę wcześniej będącą ofiarą przemocy ginie ok. 400 kobiet. Mimo chwilowego spadku liczby Niebieskich Kart w 2016 roku (nie mamy wątpliwości, że za spadek odpowiadała "dobra zmiana") w 2017 roku statystyki powróciły do poziomu z roku 2015, czyli Policja odnotowuje rocznie ponad 165 tysięcy przypadków przemocy domowej w Polsce. To ciagle ok. co ósmy, co dziesiąty przypadek przemocy domowej, który zaistniał w statystykach, bo statystyki policyjne to jedno, a statystyki wynikające z badań naukowych i sondażowych – to drugie. Statystyki policyjne pokazują też, że przemoc domowa zdarza się częściej w miastach, to 60% przypadków, czyli albo na wsi kobiety są rzadziej bite, albo mają mniejszą ochronę w przypadku doświadczenia przemocy. Są wprawdzie komendy wojewódzkie, ktore raportują, że u nich przemoc domowa zdarza się cześciej na wsi – to Kielce, Kraków, Lublin, Radom i Rzeszów, ale to wciaż tylko kilka miejsc na mapie Polski, gdzie policja dojeżdża dalej niż za opłotki miasta. Jeśli jednorazowe pobicie nie będzie ścigane i penalizowane, to możemy sie spodziewać spadku danych statystycznych wszędzie w Polsce, a rząd będzie mógł, szermując tymi danymi, mówić, jak w roku 2016, że dzięki jego działalności zmalała liczba przypadków przemocy domowej. Cóż, ciekawe, jak sobie poradzą z uzasadnieniem dla większej liczby trupów? Bo bezkarność rozzuchwala, będzie więcej zabójstw.